piątek, 19 lutego 2016

Koniec świata pokrowców na meble. Ford Madox Ford, „Koniec defilady” (cz.I, II)

Rzadko się zdarza, że najpierw poznaję adaptację filmową (serialową), a potem dopiero pierwowzór literacki. Zazwyczaj jest odwrotnie i zwykle wersja filmowa przynosi zawód – nie po to przecież czytamy dobrą prozę, by nie wyobrażać sobie wyglądu, zachowania, najdrobniejszych gestów etc. bohaterów. Jeśli zaś sobie nie wyobrażamy, to prawdopodobnie książka nie jest specjalnie interesująca, albo po prostu jest jakimś bardzo awangardowym eksperymentem, którego i tak nie dałoby się przenieść na ekran.

W przypadku „Końca defilady” poznałam najpierw serial (2012) opowiadający o losach brytyjskiego dżentelmena z początku XX wieku. I zachwyciłam się oczywiście, przede wszystkim świetnym oddaniem nastroju i realiów świata, w który wkracza I wojna światowa. Serial jest wizualnie i aktorsko wspaniale dopracowany. Zwłaszcza postać Sylvii (Rebecca Hall) zapadła mi w pamięć, bo aktorce udało się stworzyć bohaterkę tak złą, że aż dobrą (jest tak wyrafinowana w swojej „wredocie” i tak bardzo nieszczęśliwa w słusznej pokucie, że darzymy ją sympatią, trochę jak Hannibala Lectera – niby wiadomo, że to potwór, ale…).

Właśnie dlatego, że serial uznaję za wybitny, obawiałam się trochę, sięgając po książkę. Jak się okazało – niepotrzebnie. Pierwowzór książkowy opowiada tak naprawdę inną historię. Mniej tu miłości i historii relacji małżeńskiej, więcej namysłu i refleksji nad światem, który odchodzi i nad wartościami, które okazują się niepotrzebne, a wręcz śmieszne, w nowej rzeczywistości. Może zresztą i zawsze były śmieszne, ale hipokryzja poprzedniej epoki pozwalała to ukryć. Wojna wyostrza zaś kontury rzeczywistości.

Główny bohater, Christopher Tietjens, to dżentelmen. Przywiązany jest do form, ale też do całego porządku świata, który za nimi stoi. Nie jest więc angielskim snobem z laseczką, ale człowiekiem, który wierzy, że dobre wychowanie i uczciwość pozwalają uczynić egzystencję – własną, jak i otoczenia – znośniejszą. I tego właśnie człowieka spotyka łańcuch nieszczęść, które każą mu zrewidować (zanegować?) wcześniejszy stosunek do rzeczywistości i siebie samego. Osobiste nieszczęścia (zdrada żony, a raczej uzyskanie pewności co do jej nastąpienia, porzucenie, potem strata części rodziny, niezasłużone kłopoty finansowe, strata szacunku członków własnej sfery… można byłoby długo wymieniać) bohatera widzimy na tle rozpadania się świata edwardiańskiej Anglii. Porządek społeczny oraz ideologia za nim stojąca przestają mieć sens i uzasadnienie.

Nawet sposób życia – drobne stereotypowe brytyjskie przyjemności typu picie herbatki i chodzenie po wrzosowiskach – zostają zanegowane w nowej rzeczywistości. Świat przyspiesza i nikt już nie ma czasu na przykrywanie mebli pokrowcami, ludzie okazują się innymi niż wskazywałaby na to ich szlachetna genealogia.

Powie ktoś, że to niewiele, Polska ma znacznie większe kataklizmy za sobą. Tak, ale my nie byliśmy nigdy obywatelami największego imperium świata, które miało być wieczne i nad którym słońce nie zachodziło. Bije z tej powieści przejmujący smutek, tęsknota, lecz jednocześnie przekonanie, że taka Anglia musiała się skończyć. Procesy społeczne (tu przede wszystkim rosnący w siłę socjaliści oraz emancypacja kobiet) przyspieszone przez wojnę są nieuchronne.

„Koniec defilady” to powieść może nie smutna, ale melancholijna. Nikt tu nie rozdziera szat nad końcem imperium, ale Ford opisuje je zarazem z czułością i ironią, pozwalając nam się zamyślić nad tym, że nawet najwspanialsze ludzkie światy mają swój koniec. Co więcej, warto pamiętać, że I wojna nie była wtedy pierwszą wojną światową. Po jej zakończeniu nie miało być już nigdy tak wielkiego konfliktu, Europejczycy przekonani byli w większości, że po tym kataklizmie ludzkość zmądrzała (czy ktoś pamięta jeszcze Ligię Narodów?). A wystarczyło kolejne dwadzieścia lat. Z tej perspektywy historia ostatniego angielskiego dżentelmena jest jeszcze bardziej gorzka.


Jeśli macie więc ochotę na dawkę melancholijnej i refleksyjnej prozy, to „Koniec defilady” jest doskonałą propozycją. Nie rozweseli Was ta książka, ale przecież w literaturze chodzi czasem o coś więcej. I to „coś więcej” w „Końcu defilady” znajdziecie.

Ford Madox Ford, "Koniec defilady"
Wydawnictwo Replika 2015, 2016

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz