poniedziałek, 7 marca 2016

„Czarny mercedes”, czyli rozerotyzowane śledztwo w wojennej Warszawie





Janusza Majewskiego przestawiać nie trzeba. Tak myślałam, ale zajrzałam na Lubimy czytać i już wiem, że owszem, zawsze znajdzie się ktoś, komu trzeba przedstawiać autora ;). Jest więc Janusz Majewski przede wszystkim reżyserem, scenarzystą i pisarzem, od kilku dziesięcioleci ważną postacią polskiej kultury. Dlatego do jego książki podeszłam z większymi niż zwykle oczekiwaniami (czytałam już m.in. Małą maturę), ale i z pewnym kredytem zaufania (z dokładnie tego samego powodu).

Fabuła toczy się w wojennej Warszawie, a później przenosimy się do Lwowa. Wątek kryminalny toczy się wokół śmierci młodej kobiety – żony bogatego prawnika i byłej kochanki młodego członka konspiracji. Śledztwo prowadzi Rafał Król – granatowy policjant, który ma kontakty z podziemiem.

„Czarny mercedes” trochę zawiódł, a trochę pozytywnie zaskoczył. Zawiódł w tym sensie, że jako kryminał książka broni się średnio. Nadkomisarz Rafał Król jest dość standardową postacią, z typową ciężką przeszłością i trudnym charakterem policyjnych detektywów. Intryga jest wątła, a kto w swym życiu przeczytał choć sto kryminałów, ten po pięćdziesięciu stronach będzie wiedział, jak się rzecz skończy. Na polskim rynku jest coraz więcej dobrych powieści tego typu, także w wydaniu retro, więc poprzeczka jest wysoko, a jedyny element zaskoczenia przeżywamy, gdy dociera do nas, że jest dokładnie tak, jak się spodziewaliśmy. I na nic ta iskierka nadziei, że może jednak nie, która od czasu do czasu się tli… nie, czytelniku, zabił dokładnie ten, kto miał zabić.

Może lepiej więc byłoby promować rzecz jako powieść obyczajową z wątkiem kryminalnym? Wtedy kryminałożercy nie będą zawiedzeni, a i czytelnicy, którzy z zasady nie zdejmują nawet z księgarnianych półek kryminałów, na”obyczaj” może się skuszą. To taka uwaga związana z tym, że wydawnictwo przedstawia Czarnego mercedesa jako pierwszą część cyklu.

Widać za to w tej powieści dbałość o realia i piękno języka, co jest stałą cechą twórczości Majewskiego. Pod tym względem ta proza jest mistrzowska i choć autor eksploatuje trochę swoje stałe ulubione figury (gimnazjalista na progu dojrzałości, inicjacja, małe perwersje i duże zboczenia, niezwykle rozbuchane erotycznie damy), to wybaczyć mu to można, bo to po prostu, opisane z wdziękiem, dobrze się czyta.



Jak zwykle świetne są też postaci drugoplanowe, a nawet zupełnie epizodyczne. Cudny na przykład jest hrabia-erotoman podglądający sąsiadki, niby obleśny a uroczy, lub na przykład lwowski zakonnik, który wie wszystko na każdy temat. Majewski pięknie tworzy takie małe-duże postaci.

Czytać? Czytać, jeśli lubicie takie retroklimaty i jeśli powodują Wami przy wyborze lektury także względy estetyczne – Wydawnictwo Marginesy zacnie redaguje i tworzy świetną i rozpoznawalną szatę graficzną. Na kryminał więc się nie nastawiajcie, ale na dobrą lekturę – owszem.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz