środa, 30 września 2015

Stylowa i niebezpieczna. "Kokainowy blues"

Phryne Fisher, przypadkowo obdarzona imieniem na cześć greckiej kurtyzany, to młoda kobieta o wielu talentach i doskonałym guście modowym. Pamięta biedę, a nawet głód, ale teraz jest nieprzyzwoicie wręcz bogata. Romansuje, eksperymentuje z używkami, doskonale tańczy. Użycia noża uczyła się od Apaczów, a jazdy samochodem od mistrzyni rajdowej.

Gdy to wszystko podsumujemy, wychodzi nam całkiem standardowa kobieta z lat dwudziestych ;). Albo, prawdę mówić, typ kobiety będący ideałem tych czasów. Samodzielna, pozbawiona uprzedzeń, szukająca wrażeń, jednym słowem, zupełnie inna od kobiet epoki edwardiańskiej, a już z pewnością – wiktoriańskiej. Phryne Fisher to postać tak zgodna z tym wizerunkiem, że aż budząca pewne wątpliwości. Oryginalna sprawa – być chodzącym duchem epoki, albo raczej dzisiejszych wyobrażeń na jej temat. Trochę to papierowe, prawda?

Ale na szczęście książka Kerry Greenwood nie budzi więcej tak fundamentalnych wątpliwości, bo jest uroczą i pełną wdzięku rozrywką kryminalną. Jeśli ktoś zna Phryne z serialu, który od czasu do czasu przemyka choćby po Ale kino, niech wie, że adaptacja, choć miła wizualnie, nie oddaje ducha ironii oraz dystansu towarzyszącego tej prozie. W serialu mamy ładne ubrania, ładnych ludzi i ładne zakończenia intryg kryminalnych, ale brak dowcipnej narracji, która jest siłą książki (przynajmniej tej pierwszej części przygód Phryne). Dlatego apeluję, by się serialowym przedstawieniem nie zniechęcać do panny Fisher! Zdecydowanie warto zawrzeć znajomość z tą młodą damą (acz już nie najmłodszą i nieprzesadnie przywiązaną do pewnych form).

Gdy ją poznajemy, rozwiązuje w ekspresowym tempie minizagadkę kryminalną. Ta bystrość umysłu budzi zainteresowanie szacownej angielskiej rodziny, która poszukuje inteligentnej młodej damy gotowej udać się do Australii. Chodzi im o to, by ktoś rozwiał albo potwierdził ich podejrzenia co do tego, że ich córka Lydia, mieszkająca w Melbourne, jest podtruwana przez męża lub wpadła w sidła narkotyków. Może to zrobić jedynie osoba o dobrych manierach i pochodzeniu, która bez trudu dostanie się w szeregi australijskiej elity. Phryne, znudzona swoją angielską egzystencją, przystaje na propozycję bez trudu i udaje się w podróż.

Okazuje się jednak, że Melbourne kryje znacznie więcej tajemnic i zagadek, niż można byłoby się spodziewać. Już sam wybór taksówki z portu do hotelu okazuje się znaczący dla  dalszego pobytu. Phryne poznaje taksówkarzy o komunistycznych ciągotach i wpada w wir intrygi związanej z nielegalnymi aborcjami. Kerry Greenwood pozwala nam przy okazji obserwować zarówno najniższe, jak i najwyższe sfery Melbourne lat dwudziestych. Ścieżki ich przedstawicieli spotykają się bowiem bardzo często...

Na pierwszym i drugim tle obserwujemy wiele ciekawych postaci, takich jak lekarka-sufrażystka, przedziwnej urody rosyjski tancerz, księżna chwilowo pełniąca funkcję stręczycielki, pokojówka planująca morderstwo... Nie są to może postaci pogłębione psychologicznie, ale jak jeden mąż bardzo barwne. Sama intryga kryminalna nie jest może wybitnie skonstruowana, ale jako osoba prawie-zawsze-domyślająca-się nie jestem dość obiektywna, by to ocenić. Jednak wszystkie części układanki na koniec tworzą jedną zgrabną całość, a nasza bohaterka uznaje, że praca detektywa to zajęcie właśnie dla niej. I znacznie łatwiej ją wykonywać w młodej, choć trochę prowincjonalnej, Australii niż w skostniałej Anglii.

Jeśli interesują Was lata dwudzieste i lubicie samodzielne kobiety traktujące mężczyzn przedmiotowo (a przynajmniej ich literackie przedstawienia;)), polecam Kokainowy blues oraz dalsze przygody panny Fisher, które już też zaczęłam poznawać. Miła i niegłupia rozrywka z lekkim przymrużeniem oka. Warto!




Kerry Greenwood
Kokainowy blues
Tłum. Zofia Uhrynowska-Hanasz
Wydawnictwo Albatros 2015

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz