czwartek, 24 września 2015

Smooth criminal, czyli co wspólnego ma Kwiatkowska z Jacksonem


Zbrodnia w szkarłacie Katarzyny Kwiatkowskiej zebrała już wiele blogowych recenzji, w większości pozytywnych. I słusznie, bo jest to retrokryminał w dobrym stylu. Jedno słowo wydaje się najwłaściwsze do opisu prozy autorki cyklu o przygodach detektywa amatora Jana Morawskiego i jego kamerdynera. Otóż jest ona stylowa właśnie.

Książka należy do kryminalnego cyklu, znanego już niektórym czytelnikom, ale obecnie lepiej promowanego przez inne wydawnictwo (ukłony dla Znaku)) i z większymi szansami na rynkowy sukces. Myślę jednak, że paradoksalnie część potencjalnych czytelników może zniechęcić/zdezorientować pozytywna opinia Marka Krajewskiego na pierwszej stronie okładki. Choć jest to autor znany i uznany, to jednak jego proza sytuuje się w zupełnie innych rejestrach stylistycznych, zapewniając czytelnikowi bardziej „krwawe” doznania. Kto szuka Krajewskiego w Kwiatkowskiej, niech szykuje się na srogi zawód. To jest zupełnie innego typu literatura, co nie oznacza wcale, że gorsza. Wręcz przeciwnie – ja wolę Kwiatkowską niż brutalizm, ocierający się czasem o groteskę, Krajewskiego. Na miłe popołudnie lepszy jest smooth criminal niż Wagner. Choć to oczywiście rzecz gustu.

W powieści Kwiatkowskiej, mimo szkarłatu w tytule, znacznie więcej jest śledztwa oraz pomniejszych intryg, niż straszliwych mordów. Fabuła snuje się dość wolno, ale w świecie przedstawionym, który opisuje Kwiatkowska, nie wypada, by było inaczej. W najgorszych nawet okolicznościach bohaterowie jedzą coś dobrego, a narrator bardzo przyjemnie to opisuje. Znajduje też autorka czas na aluzje literackie (niektóre zbyt może oczywiste, ale umówmy się, że kryminały czytają nie tylko poloniści ;)).

Intryga zawiązana jest wokół ślubu w wielkopolskim dworze Jeziory w roku 1900 i poszukiwań skarbu pozostawionego przez pomysłowego dziadka. Dokonać tego – jak wszyscy zakładają – ma oczywiście Jan. Poznajemy szereg interesujących i w większości pozytywnych postaci – właściciela dworu z obsesją unowocześniania i zmieniania produkcji rolnej, jego żonę, także z obsesją, ale wydania córki za mąż. Jest i sama córka, piękna Helena, wyjątkowo udana jak na dziecię ekscentrycznego stadła (no, trochę za bardzo: i piękna, i mądra, i wrażliwa, i patriotycznie nastawiona... Mary Sue powiatu poznańskiego po prostu). Jest też i była żona brata i jej anemiczna pasierbica oraz kilka innych, barwnie zarysowanych postaci.

Sam dwór jest w rozscypce, bo właściciele nie mają niestety talentów do gospodarzenia. Grozi im strata majątku, a przede wszystkim – odium zdrajców narodowego interesu, którzy przekazali polską ziemię w niemieckie ręce. Grozi im pan Józef Szulc, zniemczony Polak i spolszczony Niemiec w jednym. I ten właśnie bohater, ku początkowej uldze wielu osób, ginie...

Tu uwaga krytyczna. Historia nadmiernie niestety szeleści papierem w rozmowach bohaterów na temat sytuacji w zaborze pruskim i walki o polskość dworów oraz posiadłości. Czy naprawdę domyślnemu Janowi trzeba wszystko tłumaczyć? Nie zauważył biedak, że Prusacy z rozmysłem starali się wykupić polskie majątki? Przecież Jan Morawski nie jest przybyszem z kosmosu, ale synem „tej ziemi” ;). Oczywiście, tłumaczyć kwestie społeczno-gospodarcze należy czasem czytelnikowi, który nie ma obowiązku znać tych uwarunkowań, ale lepiej byłoby zrobić kilka – o zgrozo, bo przecież niektórzy czytelnicy na ten widok dostają palpitacji - przypisów niż obrażać inteligencję i wiedzę głównego bohatera.

Ostatnia rzecz, z serii „okiem polonistki”. Kwaitkowska posługuje się ładną i elegancką polszczyzną, której zazdrościć jej mogą bardziej popularni autorzy kryminałów. I nie chodzi tu wcale o to, że konwencja retro wymaga pewnej stylizacji, bo tej wbrew pozorom, prócz elementów gwarowych, nie jest wcale tak wiele. Język narratora zwyczajnie nie przeszkadza w odbiorze historii, a to w świecie literatury kryminalnej rzadka zaleta. Tak się składa, że ostatnio czytałam także powieść Katarzyny Bondy („królowej polskiego kryminału” ), pełną przykładów nieporadnego używania polszczyzny.

Kilka uwag krytycznych nie zmienia pozytywnej oceny książki Kwiatkowskiej Zdecydowanie warto ją przeczytać, jeśli szukacie kryminału na poziomie. A Znakowi należą się gratulacje za zgrabne wpisanie się w konwencję zaproponowaną przez autorkę (nie tylko wierzchem okładki – zajrzyjcie do środka!). Mam więc nadzieję, że Jan i jego wierny kamerdyner powrócą w kolejnej interesującej historii. Czekam. I pewnie nie ja jedna :).


PS. Jeśli ktoś nie pamięta tej piosenki...https://www.youtube.com/watch?v=h_D3VFfhvs4


Katarzyna Kwiatkowska
Zbrodnia w szkarłacie
Znak 2015


2 komentarze: