poniedziałek, 14 marca 2016

Galopem przez dziewiętnastowieczną Europę. Nowa powieść Hanny Cygler

Wiek dziewiętnasty, z jego zagmatwaną historią, szybkimi przemianami społecznymi i pewną dawką hipokryzji klasy średniej, jest jedną z ulubionych epok wielu czytelniczek (bo czytelników to już chyba niekoniecznie). Oczywiście nasza wizja tego okresu pełna jest uproszczeń i przyjemnych przekłamań – niby wiemy, że gorsety i kapelusze nie były dla wszystkich, ale na wyobraźnię działają one bardziej niż świadomość, że nasze babcie w większości raczej pracowały na roli lub w fabryce papierosów, niż przechadzały się dostojnie z parasolkami.

Do tego naszego zbiorowego sentymentu względem dziewiętnastego wieku odwołuje się także Hanna Cygler w powieści Za cudze grzechy. Jest to kontynuacja losów bohaterów W cudzym domu, a w przygotowaniu jest już część kolejna. Poznajemy jednak także grono nowych postaci. Akcja toczy się na przełomie XIX i XX wieku.




Głównym zarzutem, jaki mam względem książki, jest naskórkowe potraktowanie psychiki bohaterów. Miotają się po całej Europie, a ja nie zawsze wiem, co też nimi powoduje i dlaczego działają na zasadzie bodziec-reakcja. Ma to też związek z przeskokami czasowymi, które uniemożliwiają nam bliższe poznanie bohaterów.

Dotyczy to zwłaszcza Rozalii, która miota się najmniej, ale płytkość jej uczuć jest zdumiewająca, zwłaszcza na początkowych kartach powieści – przebywając w areszcie domowym niby tęskni za przystojnym Rosjaninem, niby nawet go kocha, ale głównie irytuje się, że ją zamknięto. Od razu dodam, że Dmitrij Szuszkin, obiekt uczuć Rozalii, jest tu moją ulubioną postacią, zdecydowanie bardziej interesującą niż powieściowe panie – autorka ciekawie oddała jego wewnętrzne rozdarcie (obowiązki rosyjskiego urzędnika versus rosnąca sympatia do Polaków), no i zaopatrzyła w rozpustną oraz wredną babcię. Takie postacie uwielbiam! Interesująco ukazano też grupę socjalistycznych rewolucjonistów i ich dylematy, bez ahistorycznego wykazywania, że ci młodzi ludzie winni są grzechom przyszłości, czyli tragicznym efektom późniejszej rewolucji. Wolałabym poczytać jeszcze więcej o nich niż ona o „niedolach” Luizy, która zostaje bogatą gdańską mieszczką.

Brak pogłębienia psychologicznego nie jest zarzutem fundamentalnym, bo wielu czytelnikom może się taki zabieg spodobać. Mniejsza dawka psychologizowania to większa dawka wartkiej akcji, ale także przywołanie ciekawych realiów epoki, plastyczne opisy i różne „smaczki”. Pędzimy między innymi też przez Paryż, Warszawę, Kraków, z przystankiem w rosyjskim majątku ziemskim i francuskim uzdrowisku. Tylko gdzie u licha są przypisy, które mogłyby poszerzyć trochę wiedzę czytelnika? Tak, wiem, przypisy są coraz bardziej niemodne ;). Ale nie zaszkodziłyby w przypadku powieści historycznej.

Myślę, że powieść Hanny Cygler spodoba się wielu czytelniczkom. To miła, nieogłupiająca rozrywka, a w fabułę łatwo się wciągnąć. Dobra propozycja dla tych, którzy nie chcąc przy czytaniu przezywać katharsis, ale nie nie lubią też, gdy autor obraża ich intelekt. Za cudze grzechy zdecydowanie można więc polecić.



Hanna Cygler, Za cudze grzechy
Rebis, 2016


2 komentarze:

  1. Tak jak ja :) Choć mam świadomość, że trochę w niej uproszczeń etc., ale atmosfera "dziewiętnastowieczności" jest świetna :) Można się zanurzyć w ten świat.

    OdpowiedzUsuń