Wiek dziewiętnasty,
z jego zagmatwaną historią, szybkimi przemianami społecznymi i
pewną dawką hipokryzji klasy średniej, jest jedną z ulubionych
epok wielu czytelniczek (bo czytelników to już chyba
niekoniecznie). Oczywiście nasza wizja tego okresu pełna jest
uproszczeń i przyjemnych przekłamań – niby wiemy, że gorsety i
kapelusze nie były dla wszystkich, ale na wyobraźnię działają
one bardziej niż świadomość, że nasze babcie w większości
raczej pracowały na roli lub w fabryce papierosów, niż
przechadzały się dostojnie z parasolkami.
Do tego naszego
zbiorowego sentymentu względem dziewiętnastego wieku odwołuje się
także Hanna Cygler w powieści Za cudze grzechy. Jest
to kontynuacja losów bohaterów W cudzym domu,
a w przygotowaniu jest już część kolejna. Poznajemy jednak także
grono nowych postaci. Akcja
toczy się na przełomie XIX i XX wieku.
Głównym
zarzutem, jaki mam względem
książki, jest naskórkowe
potraktowanie psychiki bohaterów. Miotają się po całej Europie, a
ja nie zawsze wiem, co też nimi powoduje i dlaczego działają na
zasadzie bodziec-reakcja. Ma
to też związek z przeskokami czasowymi, które uniemożliwiają nam
bliższe poznanie bohaterów.
Dotyczy
to zwłaszcza Rozalii, która miota się najmniej, ale płytkość
jej uczuć jest zdumiewająca, zwłaszcza na początkowych kartach
powieści – przebywając w areszcie domowym niby tęskni za
przystojnym Rosjaninem, niby nawet go kocha, ale głównie irytuje
się, że ją zamknięto. Od razu dodam, że Dmitrij Szuszkin, obiekt
uczuć Rozalii, jest tu moją ulubioną postacią, zdecydowanie
bardziej interesującą niż powieściowe panie – autorka ciekawie
oddała jego wewnętrzne rozdarcie (obowiązki
rosyjskiego urzędnika versus rosnąca sympatia do Polaków), no i
zaopatrzyła w rozpustną oraz wredną babcię. Takie postacie
uwielbiam! Interesująco ukazano
też grupę socjalistycznych rewolucjonistów i ich dylematy, bez
ahistorycznego wykazywania, że ci młodzi ludzie winni są grzechom
przyszłości, czyli tragicznym efektom późniejszej rewolucji.
Wolałabym poczytać jeszcze
więcej o nich niż ona o „niedolach” Luizy, która zostaje
bogatą gdańską mieszczką.
Brak
pogłębienia
psychologicznego nie jest zarzutem fundamentalnym, bo
wielu czytelnikom może się
taki zabieg spodobać.
Mniejsza dawka psychologizowania to większa dawka wartkiej akcji,
ale także przywołanie ciekawych realiów epoki, plastyczne opisy i
różne „smaczki”. Pędzimy między innymi też przez Paryż,
Warszawę, Kraków, z przystankiem w rosyjskim majątku ziemskim i
francuskim uzdrowisku. Tylko gdzie u licha są przypisy, które
mogłyby poszerzyć trochę wiedzę czytelnika? Tak, wiem, przypisy
są coraz bardziej niemodne ;). Ale nie zaszkodziłyby w przypadku
powieści historycznej.
Myślę,
że powieść Hanny Cygler spodoba się wielu czytelniczkom. To miła,
nieogłupiająca rozrywka, a w fabułę łatwo się wciągnąć.
Dobra propozycja dla tych, którzy nie chcąc przy czytaniu przezywać
katharsis, ale nie nie lubią też, gdy autor obraża ich intelekt.
Za cudze grzechy
zdecydowanie można więc polecić.
Hanna Cygler, Za cudze grzechy
Rebis, 2016
Uwielbiam takie książki.
OdpowiedzUsuńTak jak ja :) Choć mam świadomość, że trochę w niej uproszczeń etc., ale atmosfera "dziewiętnastowieczności" jest świetna :) Można się zanurzyć w ten świat.
OdpowiedzUsuń