Kupiłam
tę książkę na kilka dni przed pojawieniem się informacji, że
lobby antyaborcyjne przedstawiło swój projekt ustawy na temat
(nie)dopuszczalności przerywania ciąży. Przypadek? Nie sądzę ;).
Na temat samego projektu nie napiszę nic, bo szkoda mojej klawiatury
na bluzgi. Jednak muszę zaznaczyć, że to co miało być
interesującą lekturą o charakterze historycznym nagle stało się
nieprzyjemnie aktualne.
Nie
należę do osób płaczących nad bohaterami czytanych książek,
więc opisy nieszczęśćkobiet, których życie i zdrowie poświęcano
w imię religii oraz celów państwowych („sto milionów
Francuzów”) uderzyły mnie nie przez empatię, ale świadomość,
że bardzo podobne teksty wygłaszają obecnie niektórzy posłowie i
hierarchowie kościelni. Różnica polega na tym, że cytowani przez
Thorwalda autorzy i publicyści przestali być w Europie Zachodniej
autorytetami dla kogokolwiek, poza absolutnym marginesem opinii
publicznej, już przed II wojną. A u nas nadal mają poparcie
społeczne indywidua, które twierdzą, że z gwałtów Armii
Czerwonej na polskich kobietach urodzili się zacni obywatele, więc
takie najgorsze to te gwałty nie były.
Nie
mogłam Thorwalda czytać w spokoju ducha i żałuję nawet, że nie
kupiłam książki choćby tydzień wcześniej. Bo to lektura bardzo
interesująca. Opowiada, na pierwszym planie, o powstaniu rozwoju
ginekologii jako nauki, przez pryzmat losów poszczególnych lekarzy.
Ich
celów, odkryć, planów, własnych ambicji i (nie)zrozumienia
społecznego prowadzącego
często do osobistych dramatów nie tylko samych kobiet, ale także
samych ginekologów oraz ich rodzin. Nowe odkrycia, sposoby
operowania i walki z nowotworami zawdzięczamy także pacjentkom,
które bywały obiektami eksperymentów, często tragicznie się
kończących. Pod tym względem książka jest fascynującą
opowieścią o rozwoju medycyny i ludziach z talentem i wyobraźnią,
dzięki którym kobiety żyją dziś dłużej i w lepszej formie niż
ich prababki.
Ale
to także historia traktowania kobiecego ciała i jego zdolności
rozrodczych. Nie kobiet, ale kobiecych ciał, które poświęcano w
imię religii oraz celów politycznych. Thorwald uświadamia także,
że postęp w tej materii wcale nie jest oczywisty – np. świat
antyczny rozumiał potrzebę przerywania ciąży, a dopiero
chrześcijaństwo stopniowo czyniło z niego jeden z najgorszych
grzechów.
Laicyzacja
społeczeństwa wcale nie łączyła się zawsze z postępem w tej
dziedzinie. Gdy wydawałoby się, że już oczywistym jest, że życie
i zdrowie kobiety jest najważniejsze, problem ciąży i aborcji stał
się sprawą polityczną. W
wieku XX ideologie takie
jak nazizm i komunizm instrumentalnie podchodziły do regulowania
płodności i zdrowia kobiet. Znamiennym jest przypadek ZSRR, w
którym w latach dwudziestych zliberalizowano całkowicie prawo
aborcyjne, a później, gdy uznano, że konieczne jest szybkie
powiększenie liczby ludności, przerywanie ciąży znów stało się
zbrodnią. Nieprzypadkowo ta zmiana podejścia łączy się z
najgorszym okresem stalinizmu. Państwo walczy, kobiety rodzą i
umierają w imię idei.
Thorwald
pokazuje, że wzrost nastrojów nacjonalistycznych prawie zawsze
łączy się z próbami państwowej ingerencji w kobiecą płodność,
ze zmuszaniem do rodzenia dzieci i rezygnacją z marzeń i planów w
imię abstrakcyjnej wspólnoty narodowej. Sojusznikiem zaś tych
państwowych planów jest zinstytucjonalizowana religia, z
jej obsesją regulacji życia seksualnego i utożsamiania kobiety z
grzechem i nieczystością.
Dlatego,
jeśli zastanawiacie się, czy rzeczywiście Waszemu społeczeństwu
grozi dyktatura i skrajny nacjonalizm, zdaniem Thorwalda warto byście
przyjrzeli się, na ile
państwo znów interesuje się macicami i wie lepiej od ich
właścicielek, czy i jak je spożytkować. Przyjrzeliście się?
Właśnie.
Przeczytajcie
Ginekologów!
Jürgen
Thorwald, Ginekolodzy
Wydawnictwo Marginesy, 2016