Janusza Majewskiego
przestawiać nie trzeba. Tak myślałam, ale zajrzałam na Lubimy
czytać i już wiem, że owszem, zawsze znajdzie się ktoś, komu
trzeba przedstawiać autora ;). Jest więc Janusz Majewski przede
wszystkim reżyserem, scenarzystą i pisarzem, od kilku
dziesięcioleci ważną postacią polskiej kultury. Dlatego do jego
książki podeszłam z większymi niż zwykle oczekiwaniami (czytałam
już m.in. Małą maturę), ale i z pewnym kredytem zaufania (z
dokładnie tego samego powodu).
Fabuła toczy się w
wojennej Warszawie, a później przenosimy się do Lwowa. Wątek
kryminalny toczy się wokół śmierci młodej kobiety – żony
bogatego prawnika i byłej kochanki młodego członka konspiracji.
Śledztwo prowadzi Rafał Król – granatowy policjant, który ma
kontakty z podziemiem.
„Czarny mercedes”
trochę zawiódł, a trochę pozytywnie zaskoczył. Zawiódł w tym
sensie, że jako kryminał książka broni się średnio. Nadkomisarz
Rafał Król jest dość standardową postacią, z typową ciężką
przeszłością i trudnym charakterem policyjnych detektywów.
Intryga jest wątła, a kto w swym życiu przeczytał choć sto
kryminałów, ten po pięćdziesięciu stronach będzie wiedział,
jak się rzecz skończy. Na polskim rynku jest coraz więcej dobrych
powieści tego typu, także w wydaniu retro, więc poprzeczka jest
wysoko, a jedyny element zaskoczenia przeżywamy, gdy dociera do nas,
że jest dokładnie tak, jak się spodziewaliśmy. I na nic ta
iskierka nadziei, że może jednak nie, która od czasu do czasu się
tli… nie, czytelniku, zabił dokładnie ten, kto miał zabić.
Może lepiej więc
byłoby promować rzecz jako powieść obyczajową z wątkiem
kryminalnym? Wtedy kryminałożercy nie będą zawiedzeni, a i
czytelnicy, którzy z zasady nie zdejmują nawet z księgarnianych
półek kryminałów, na”obyczaj” może się skuszą. To taka
uwaga związana z tym, że wydawnictwo przedstawia Czarnego
mercedesa jako pierwszą część cyklu.
Widać za to w tej
powieści dbałość o realia i piękno języka, co jest stałą
cechą twórczości Majewskiego. Pod tym względem ta proza jest
mistrzowska i choć autor eksploatuje trochę swoje stałe ulubione
figury (gimnazjalista na progu dojrzałości, inicjacja, małe
perwersje i duże zboczenia, niezwykle rozbuchane erotycznie damy),
to wybaczyć mu to można, bo to po prostu, opisane z wdziękiem,
dobrze się czyta.
Jak zwykle świetne
są też postaci drugoplanowe, a nawet zupełnie epizodyczne. Cudny
na przykład jest hrabia-erotoman podglądający sąsiadki, niby
obleśny a uroczy, lub na przykład lwowski zakonnik, który wie wszystko na
każdy temat. Majewski pięknie tworzy takie małe-duże postaci.
Czytać? Czytać,
jeśli lubicie takie retroklimaty i jeśli powodują Wami przy
wyborze lektury także względy estetyczne – Wydawnictwo Marginesy
zacnie redaguje i tworzy świetną i rozpoznawalną szatę graficzną.
Na kryminał więc się nie nastawiajcie, ale na dobrą lekturę –
owszem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz